piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 2.

Jest ! Drugi rozdział! Ale się namęczyłam! Mam nadzieję, że się spodoba i...rozbudzi ciekawość :)
xoxo
Mia.

***
Z pamiętnika Lynn Rols.
25 sierpnia 2012r.
Dzisiaj byliśmy na Pokątnej, James jak zawsze udawał głupka. Myślę, że go lubię. Nawet bardzo, całkowicie nie rozumiem Lilki. Właściwie, nie wiem co sądzić. Przyjechała motorem. To takie mugolskie coś, co chciałby mieć Syriusz. Nie zrozum mnie źle, kocham Lily, ale to, jak odrzuca Jimmiego jest…zasadniczo nie dobre. Przecież on jest taki słodki, uroczy i przystojny. Ma wspaniałe poczucie humoru, jest kapitanem drużyny, dobrze się uczy. A gdy się uśmiecha, to przypomina małego łobuziaka.
Chyba się w nim zakochałam.
Kupiłam wszystko co było trzeba, Dorcas ciągle narzeka, że chce nową szatę, a Ann rumieni się na samo słowo Remus. On sam zresztą też. Peter zrobił się jeszcze bardziej zamknięty w sobie. A Lily całkowicie się zmieniła.
Po raz drugi nie mogę się doczekać początku szkoły.
***
-Lily! Lil, obudź się słonko. Heeej. – cichy głos przedzierał się przez głęboki sen nastolatki. – Wstawaj. Dzisiaj jedziesz do szkoły.
Rudowłosa powoli otworzyła oczy i nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na przyjaciela, który w tej chwili uśmiechnął się łagodnie.
-Adam? – lekko zachrypniętym głosem wymówiła imię chłopaka. – Już pierwszy?
-Tak maleńka, już pierwszy. Wstawaj, pomogę ci się spakować. – rozbudzona Lily uśmiechnęła się z wdzięcznością. Adam Biersack był jej najlepszym przyjacielem. Prawie bratem. Był z nią zawsze od…zawsze. Urodził się dwa lata wcześniej ale z powodu choroby spędził w szpitalu trzy pierwsze lata życia. To on opatrywał jej kolana, to on pomagał z lekcjami i to on groził tym, co grozili jej. Nie obchodziło go to, że normalny jedenastolatek gra w gry lub lata z kolegami. On zawsze przy niej był. Wtedy gdy matka po raz pierwszy ją uderzyła i gdy dostała jedynkę. Zawsze.
- Ja idę się odświeżyć. – rozejrzała się po zagraconym strychu. – A ty jakoś to ogarnij, okay?
-Jasne. Idź już. – brunet machnął ręką w stronę łazienki.
Lily wzięła szybki prysznic i zamotana w ręcznik weszła do pokoju, który był w dużo lepszym stanie niż 10 minut temu. Do połowy spakowany kufer stał otwarty na środku, a Adam krążył po pokoju zbierając rzeczy.
Hello, little girl.
Hello, little girl.
Hello, little girl.
-Daj spokój , Beatlesi z rana? – dziewczyna uśmiechnęła się kpiąco. – No i nie narażaj mnie na utratę słuchu. Twój głos jest okropny.
- Nie to krzyczałaś w nocy, kotku. – Biersack mrugnął do niej, a Lily w odpowiedzi pokazała mu język i zaczęła okładać po plecach „Historią magii” krzycząc przy tym „Zbok! „.
***
- I pamiętajmy, wstęp do Zakazanego Lasu, jak sama nazwa mówi jest ZAKAZANY. – przy tym słowie dyrektor spojrzał na stół Gryffindoru, a dokładnie na siedzących obok mnie Huncwotów, którzy zaczęli suszyć swe zęby w marnej imitacji uśmiechu.
- Nie wiem o co chodzi, przecież my tam nigdy nie byliśmy, prawda Luniaczku? – Potter zrobił zeza w stronę blondyna.
- Szlaban w trzeciej klasie. – mruknął cicho tamten na co przewróciłam oczami. No jasne, oni nawet szlabany dostają ciekawe.
- Evans. Ubyło ci bioder, zjedz coś bo wyglądasz jak anorektyczka. – Syriusz nie zważając na moje protesty pochylił się nad stołem i dołożył mi ziemniaczków.
- Och, a myślałam, ze faceci lubią takie szkielety. – teatralnie westchnęłam. – I cała moja praca na nic.
- Szkielety są atrakcyjne dla kogoś kto lubi kości. – Dorcas się wtrąciła i dołożyła mi jeszcze udko kurczaka. Uśmiechnęłam się pod nosem, a James i Peter otwarcie zaczęli się śmiać, za to Syriusz wyglądał jakby go spetryfikowano.
- Prawda Łapciu? – Remus włożył tyle ironii w ksywkę Blacka, że ten aż zbladł.
- Dobra! Koniec tego! Do jedzenia, już! – Lynn uspokoiła ich swoim dźwięcznym głosem i nie zdziwiło mnie zbytnio, że do jej polecenia dostosowali się wszyscy w promieniu dziesięciu metrów. Sama wzięłam się do jedzenia hm…teraz co najmniej potrójnej porcji.
- Głupie, głupie, ziemniaki. Co się tak patrzysz, co? To, że jesteś ziemniakiem cię nie usprawiedliwia. – mamrotałam pod nosem dziobiąc widelcem ale szybko wzięłam się do jedzenia. Jak dobrze było wreszcie zjeść coś zjadliwego. W myślach pobłogosławiłam skrzaty które to wszystko zrobiły.
- Lily ! Chodź już, mamy odprowadzić pierwszaków. – Remus krzyknął do mnie. Osz ty, nawet nie zauważyłam jak minął ten czas.
- Idę ! – odkrzyknęłam, co brzmiało trochę jak „Infhgrę” , ponieważ miałam w buzi co najmniej dwa muffiny.  (poświęciłam się i sama wypróbowałam jaki wydam dźwięk, także „Infhgrę” jest całkowicie prawdziwe. Ave dwa cudowne muffiny. Dop.aut. )
***
Gryfoni nie byliby Gryfonami gdyby na rozpoczęci roku nie urządzili by imprezy. Ledwo prefekci zdołali zagonić pierwszaków, a Black już zaczął wyganiać każdego poniżej czwartego rocznika. W tym samym czasie Rogacz zniósł z ich wspólnego dormitorium kilka kartonów Ognistej Whiskey, kremowego piwa i różnych magicznych drinków.
Oczywiście dziewczyny były już przebrane i umalowane, a prefekci naczelni zostali przekupieni butelką rosyjskiego trunku, który na dobrą sprawę był zapewne od Petera Petegreewa od którego, jak powszechnie wiadomo, można dostać wszystko czego się zamarzy. Od stroju Ludwika XVI przez najróżniejsze słodycze do alkoholu. Taki Hogwarcki Diler.
- Remus ! Kto załatwia muzykę? – Dorcas napadła na blondyna gdy ten samotnie popijał sobie w kącie.
-Nie wiem, jakiś Krukon, a co? – prawdę mówiąc, niezbyt go to interesowało. Gapił się w tej chwili na Ann, która śmiała się z jakiegoś żartu. Odrzuciła do tyłu głowę dzięki czemu widział jej cudowną [w jego mniemaniu] szyję. I te rumieńce. Poczuł jak krew uderza mu do głowy i innej części ciała gdy zobaczył jak cudownie opina jej figurę błękitna sukienka.
- Przydałyby się też wolne kawałki, mamy z Lily zakład. – czarnowłosa uśmiechnęła się szeroko. – To ja już idę. – i odeszła zostawiając Luniaczka samego.
***
-Lily, mówię ci, że ten zakład jest idiotyczny! – spojrzałam na Lynn podnosząc jedną brew.
-Niby w którym momencie?
- On jest całkowicie nie w twoim stylu! – Jakby się zastanowić to w moim. Tylko, że oni znali inną mnie. Przewróciłam oczami i jeszcze raz wyjaśniłam to przyjaciółce.
- Zmieniłam się.
-Wiem Lily, wszyscy to widzimy. – odparła tamta łagodnie, przez co ledwo ją słyszałam. – Ale…ten zakład, to naprawdę, naprawdę idiotycznie kretyńskie. – miała rację, ale co tam.
-Carpe diem, Rols, carpe diem. – puściłam oczko Davidowi z siódmego roku. – Niezły. – oceniłam go szybko. Wysoki brunet. Ładna buzia. No i gra w quiditha.
-Lily! Lily! No Evans do cholery! – Dorcas przepychała się do nas. – Pamiętaj, zakład kończy się o północy! Póki co zero - zero !
-Zero – jeden kotku. Dla mnie. – poprawiłam sukienkę. Klasyczna mała czarna. – To…ja już idę Lynn. Do zobaczenia później.


***
EDIT: minuta Po wstawieniu, nie Wiem czemu robi Się to białe tło ;c 
Jakby ktoś Wiedział to proszę Napisać :)

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 1.

Postanowiłam, że nie będzie prologu, niezbyt je ostatnio lubię :)
Co do ogólnego wszystkiego, pojawią się nowe opisy bohaterów, ogólnie zmieniłam trochę styl pisania, ale mam nadzieję, że się spodoba :)
Dedykowane dla :
- Chloe, bo motywujesz i przypominasz :)
- asiulek, Magik i Elena, bo wspieracie :)

***
Trudno jest znaleźć przyjaciela na całe życie. Taką osobę, która będzie rozumieć twoje dziwactwa, lęki i powody radości. Lecz gdy już ją znajdziesz, będziesz się czuć najgorzej na świecie gdy ją stracisz. Takiego uczucia doświadczyłam rok temu, nie życzę tego nikomu nawet Malfoyowi.
Lekka morska bryza powiewała znad morza, jakiś wariat w samochodzie zatrąbił na mnie. A poza tym była cisza. Niezmącona , idealna cisza. Samochód odjechał dalej w górę, a ja zostałam. Spojrzałam na pobocze po drugiej stronie, krzyż z tabliczką i kaskiem u stóp. Uważnie się rozglądając przeszłam na drugą stronę i padłam na kolana koło nich. Położyłam koło kasku kwiaty, trzy herbaciane róże. Uwielbiał je. Zauważyłam zdjęcie. Do oczu napłynęły mi łzy, a słowa same zaczęły się formować.
- Cześć, tęskniłeś? Ja bardzo…wiesz, wczoraj przyszły wyniki sumów, mam same wybitne. – spojrzałam w jasne oczy chłopaka przedstawionego na zdjęciu. – No dobra, z wróżbiarstwa mam P. No ale sam rozumiesz, to nie ma sensu, to całe przepowiadanie i inne bzdety. Pokłóciłam się z mamą, znowu. Wiem, że nie chciałeś abym się jej sprzeciwiała, ale musiałam. Carrow źle na nią działa. Mówiłam ci przecież. – Zamilkłam na moment. – Poszło o szkołę. Znaczy nie tak dokładnie. To wszystko przez sowę z wynikami, wleciała do kuchni gdy Petunia przedstawiała swojego nowego chłopaka, Verdona czy jakoś w tym stylu. Sev też pisał i przychodził, zawsze wiedział kiedy jestem sama w domu. On mnie przepraszał. Za to, że nazwał mnie szlamą. Wiem, że zbytnio za sobą nie przepadaliście. Ja mu nawet przebaczyłam, ale…ale ja tak nie umiem, czarna magia i te sprawy, on zbytnio się w to wciągnął. Nie jest już taki jak kiedyś. Potter też pisał. Ale nie tak często jak kiedyś, teraz to sporadyczne liściki, kiedy nie ma co robić i chce po prostu rozmowy, mimo to, wciąż mnie prosi o randkę. – znów zamilkłam i otarłam łzy. Nawet nie wiedziałam, że płaczę. – To nie sprawiedliwe, że cię tutaj nie ma, że mnie nie możesz pocieszyć przytulić, że ja nie mogę ci pomóc z kolejną dziewczyną. Powinieneś tutaj być. Nawet sam, ja powinnam była umrzeć, nie ty. Pamiętasz jak byliśmy na biwaku na plaży? Pół nocy siedzieliśmy przy ognisku i myśleliśmy co będzie kiedyś. Nawet nie spodziewaliśmy się, że kogoś z nas tak po prostu zabraknie. – uśmiechnęłam się słabo. – Nie będę się już smucić, obiecuję. Jestem pewna, że zależało by ci na tym. Postanowiłam się zmienić. Chociaż…chodzi raczej o to, aby pokazać swoją prawdziwą twarz przyjaciołom. To nie jest zmiana.. Byłam tchórzem, co ja mówię, nadal jestem. Ale tak musi być. – całuję trzy palce prawej ręki i dotykam nią zdjęcia. – Już idę, wiesz, że wrócę, nie jutro, nie pojutrze. Za rok. I znowu będziemy gonić za gwiazdami.
***
Lily!
Czemu nie odpisujesz mi na żadne listy? To źle o tobie świadczy dziewczyno. Jutro idziemy z Ann i Lynn na Pokątną po podręczniki i inne takie. Chłopacy chyba też dołączą.  A ty?
Odpisz proszę,
Dor.

Jasne, że do was dołączę, jak zawsze u Floriana o 10 ? Będę czekać.
L.E.
***
-Jamees ! Oddawaj mojego Klapcia ! – Główny Casanova Hogwartu, najprzystojniejszy z najprzystojniejszych, niezwykły szesnastolatek, Syriusz Black biegł właśnie wrzeszcząc swojego najlepszego przyjaciela, czyli mnie. Czy wspominałem już, że jest w samych bokserkach? Nie? No cóż… Musiał się bardzo zmartwić, gdy obudził się w łóżku sam, bez swojego misiaczka.
-Staary, ile ty masz lat? Misiaczki? Może jeszcze pokarmić cię kaszką i zaśpiewać kołysankę? – roześmiałem się gdy po raz kolejny nie udało mu się dosięgnąć pluszaka. Powoli zbliżałem się do drzwi wychodzących na taras, zaślepiony wściekłością i bezsilnością Black nic nie zauważył.
-James ! No proszę cię ! Po co ci on? – pierworodny zawył tak , że nawet Luniaczek by się zawstydził. – Poootter !
-Nie ładnie tak Syriuszku, nie, nie, nie – zacmokałem, plecami poczułem klamkę od drzwi. Powoli je otworzyłem.
-Chcesz odzyskać swojego Klapcia? – spytałem otwierając je szerzej. Rzuciłem misiaka gdziekolwiek i zacząłem śmiać się z miny przyjaciela. – To go łap !
-Ty idioto ! On jest wrażliwy! Będzie miał teraz uraz do ciemnowłosych idiotów! – powiedział Black podbiegając do zabawki i głaszcząc ją.
-Czyli do ciebie? – gdyby jego wzrok by zabijał, to byłbym już martwy.
- Nie śmiej się tak! Bardzo jestem ciekaw czy jutro też będziesz taki wesoły. – weszliśmy do środka i od razu skierowaliśmy się do kuchni.
-A co jutro? – czyżby jutro jakaś ważna rocznica mojej mamy? Mój pierwszy ząb lub pierwsza choroba?
-Pokątna z dziewczynami – rzucił nonszalancko – I Evans.
-Evans to też dziewczyna, jakbyś nie wiedział – zironizowałem ale natychmiast zainteresowałem się podaną informacją – A skąd wiesz, że będzie ? Przecież nikomu nie odpisuje.
-Odpisała Dorcas dzisiaj rano. – Black podszedł do lokówki czy jak to mugolskie urządzenie się nazywa. Wyjął z niej serek topiony i przystąpił do robienia nam kanapek.
-Ej ! Ja wolę dżem! – krzyknąłem. – Napisała, że będzie?
-No raczej tak, skoro mówię, że już po tobie. – podał mi kanapkę z tym cholernym serkiem topionym.
– Trzymaj albo sam sobie rób.

-Pf! 
© Agata for WioskaSzablonów with julvett, SDouer, jaejade, c-r, egg9700 and dennytang.