czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 1.

Postanowiłam, że nie będzie prologu, niezbyt je ostatnio lubię :)
Co do ogólnego wszystkiego, pojawią się nowe opisy bohaterów, ogólnie zmieniłam trochę styl pisania, ale mam nadzieję, że się spodoba :)
Dedykowane dla :
- Chloe, bo motywujesz i przypominasz :)
- asiulek, Magik i Elena, bo wspieracie :)

***
Trudno jest znaleźć przyjaciela na całe życie. Taką osobę, która będzie rozumieć twoje dziwactwa, lęki i powody radości. Lecz gdy już ją znajdziesz, będziesz się czuć najgorzej na świecie gdy ją stracisz. Takiego uczucia doświadczyłam rok temu, nie życzę tego nikomu nawet Malfoyowi.
Lekka morska bryza powiewała znad morza, jakiś wariat w samochodzie zatrąbił na mnie. A poza tym była cisza. Niezmącona , idealna cisza. Samochód odjechał dalej w górę, a ja zostałam. Spojrzałam na pobocze po drugiej stronie, krzyż z tabliczką i kaskiem u stóp. Uważnie się rozglądając przeszłam na drugą stronę i padłam na kolana koło nich. Położyłam koło kasku kwiaty, trzy herbaciane róże. Uwielbiał je. Zauważyłam zdjęcie. Do oczu napłynęły mi łzy, a słowa same zaczęły się formować.
- Cześć, tęskniłeś? Ja bardzo…wiesz, wczoraj przyszły wyniki sumów, mam same wybitne. – spojrzałam w jasne oczy chłopaka przedstawionego na zdjęciu. – No dobra, z wróżbiarstwa mam P. No ale sam rozumiesz, to nie ma sensu, to całe przepowiadanie i inne bzdety. Pokłóciłam się z mamą, znowu. Wiem, że nie chciałeś abym się jej sprzeciwiała, ale musiałam. Carrow źle na nią działa. Mówiłam ci przecież. – Zamilkłam na moment. – Poszło o szkołę. Znaczy nie tak dokładnie. To wszystko przez sowę z wynikami, wleciała do kuchni gdy Petunia przedstawiała swojego nowego chłopaka, Verdona czy jakoś w tym stylu. Sev też pisał i przychodził, zawsze wiedział kiedy jestem sama w domu. On mnie przepraszał. Za to, że nazwał mnie szlamą. Wiem, że zbytnio za sobą nie przepadaliście. Ja mu nawet przebaczyłam, ale…ale ja tak nie umiem, czarna magia i te sprawy, on zbytnio się w to wciągnął. Nie jest już taki jak kiedyś. Potter też pisał. Ale nie tak często jak kiedyś, teraz to sporadyczne liściki, kiedy nie ma co robić i chce po prostu rozmowy, mimo to, wciąż mnie prosi o randkę. – znów zamilkłam i otarłam łzy. Nawet nie wiedziałam, że płaczę. – To nie sprawiedliwe, że cię tutaj nie ma, że mnie nie możesz pocieszyć przytulić, że ja nie mogę ci pomóc z kolejną dziewczyną. Powinieneś tutaj być. Nawet sam, ja powinnam była umrzeć, nie ty. Pamiętasz jak byliśmy na biwaku na plaży? Pół nocy siedzieliśmy przy ognisku i myśleliśmy co będzie kiedyś. Nawet nie spodziewaliśmy się, że kogoś z nas tak po prostu zabraknie. – uśmiechnęłam się słabo. – Nie będę się już smucić, obiecuję. Jestem pewna, że zależało by ci na tym. Postanowiłam się zmienić. Chociaż…chodzi raczej o to, aby pokazać swoją prawdziwą twarz przyjaciołom. To nie jest zmiana.. Byłam tchórzem, co ja mówię, nadal jestem. Ale tak musi być. – całuję trzy palce prawej ręki i dotykam nią zdjęcia. – Już idę, wiesz, że wrócę, nie jutro, nie pojutrze. Za rok. I znowu będziemy gonić za gwiazdami.
***
Lily!
Czemu nie odpisujesz mi na żadne listy? To źle o tobie świadczy dziewczyno. Jutro idziemy z Ann i Lynn na Pokątną po podręczniki i inne takie. Chłopacy chyba też dołączą.  A ty?
Odpisz proszę,
Dor.

Jasne, że do was dołączę, jak zawsze u Floriana o 10 ? Będę czekać.
L.E.
***
-Jamees ! Oddawaj mojego Klapcia ! – Główny Casanova Hogwartu, najprzystojniejszy z najprzystojniejszych, niezwykły szesnastolatek, Syriusz Black biegł właśnie wrzeszcząc swojego najlepszego przyjaciela, czyli mnie. Czy wspominałem już, że jest w samych bokserkach? Nie? No cóż… Musiał się bardzo zmartwić, gdy obudził się w łóżku sam, bez swojego misiaczka.
-Staary, ile ty masz lat? Misiaczki? Może jeszcze pokarmić cię kaszką i zaśpiewać kołysankę? – roześmiałem się gdy po raz kolejny nie udało mu się dosięgnąć pluszaka. Powoli zbliżałem się do drzwi wychodzących na taras, zaślepiony wściekłością i bezsilnością Black nic nie zauważył.
-James ! No proszę cię ! Po co ci on? – pierworodny zawył tak , że nawet Luniaczek by się zawstydził. – Poootter !
-Nie ładnie tak Syriuszku, nie, nie, nie – zacmokałem, plecami poczułem klamkę od drzwi. Powoli je otworzyłem.
-Chcesz odzyskać swojego Klapcia? – spytałem otwierając je szerzej. Rzuciłem misiaka gdziekolwiek i zacząłem śmiać się z miny przyjaciela. – To go łap !
-Ty idioto ! On jest wrażliwy! Będzie miał teraz uraz do ciemnowłosych idiotów! – powiedział Black podbiegając do zabawki i głaszcząc ją.
-Czyli do ciebie? – gdyby jego wzrok by zabijał, to byłbym już martwy.
- Nie śmiej się tak! Bardzo jestem ciekaw czy jutro też będziesz taki wesoły. – weszliśmy do środka i od razu skierowaliśmy się do kuchni.
-A co jutro? – czyżby jutro jakaś ważna rocznica mojej mamy? Mój pierwszy ząb lub pierwsza choroba?
-Pokątna z dziewczynami – rzucił nonszalancko – I Evans.
-Evans to też dziewczyna, jakbyś nie wiedział – zironizowałem ale natychmiast zainteresowałem się podaną informacją – A skąd wiesz, że będzie ? Przecież nikomu nie odpisuje.
-Odpisała Dorcas dzisiaj rano. – Black podszedł do lokówki czy jak to mugolskie urządzenie się nazywa. Wyjął z niej serek topiony i przystąpił do robienia nam kanapek.
-Ej ! Ja wolę dżem! – krzyknąłem. – Napisała, że będzie?
-No raczej tak, skoro mówię, że już po tobie. – podał mi kanapkę z tym cholernym serkiem topionym.
– Trzymaj albo sam sobie rób.

-Pf! 
© Agata for WioskaSzablonów with julvett, SDouer, jaejade, c-r, egg9700 and dennytang.